Sentencja


Wszystko płynie... Ale nie sądzę, żebym to wszystko chciał wyłowić!

Informacje dla Gości

INFORMACJE DLA GOŚCI

Ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzać na bieżąco całego bloga, wprowadziłem moderację komentarzy do starszych wpisów. Nie zdziwcie się więc, jeśli Wasz komentarz nie pojawi się tam od razu. Nowe wpisy można komentować normalnie, tak jak dotychczas - bez moderacji.


wtorek, 10 października 2017

O włos od tragedii

     A zaczęło się tak niewinnie - od zardzewiałej mydelniczki.

     Dawno, dawno temu, pod prysznicem przykręciłem kilka koszyczków-mydelniczek, aby poupychać wszystkie szampony, mydełka, odżywki, żele, szamponetki, peelingi, balsamy, pianki i inne rzeczy, o których nawet nie wiem, do czego służą. Ważne, że Koleżanka Małżonka wie. Sporo tego było…

     Wiadomo, że pod prysznicem środowisko naturalne nie jest zbyt zdrowe dla przedmiotów ze stali, nawet chromowanej. Minęło trochę czasu i koszyczki, niegdyś srebrne, zbuntowały się przeciwko nieodpowiednim warunkom do życia i nabrały nieciekawej, brunatnej barwy. Ani chybi, w ramach protestu, chociaż może po trosze również w ramach i ogólnoświatowego trendu, przystały do neofaszystów. W dodatku, zaczęły od nich odpadać kawałki metalu, które trzeba było potem wydłubywać sobie ze stóp – a to już jawne działania wywrotowe. Uznaliśmy więc, że trzeba czym prędzej pozbyć się rzeczonych koszyczków i zastąpić je plastikowymi – może nie tak ładnymi, ale pod prysznicem jednak trwalszymi.

     Objechaliśmy kilka sklepów. Szału nie było. Metalowych pełne sklepy, ale plastikowych znaleźliśmy zaledwie kilka, w dodatku wszystkie niemal takie same. Niespecjalnie nam się podobały – rozmiarowo, bo uznaliśmy, że przy takiej mikrej podaży, rozważanie spraw estetyki jest wręcz niemoralne. Jeszcze mniej podobały się nam ich obłędne ceny. A najmniej, sposób mocowania – na przyssawki. Wiadomo bowiem, że przyssawka pod prysznicem wytrzymuje maksymalnie dwanaście godzin, po czym z hukiem spada, wraz z całą zawartością koszyczka i złośliwie robi to zawsze w środku nocy, gdy mnie śni się karaibska plaża i piękna Kreolka, częstująca mnie zimnym mojito. Skutek jest taki, że jej uśmiech momentalnie znika, a ja podrywam się nieprzytomny, zastanawiam się, co to za huk i nie wiem, czy pędzić do schronu, czy już nie warto.

     Ale niczego innego nie było. Zająłem się więc przerabianiem tychże koszyczków i przystosowywaniem ich, do zawieszenia na kołkach, wbitych w ścianę, jak któryś tam, z tej całej czeredy jedynych bogów raczył przykazać. Starszego wysłałem do piwnicy po fugę, bo czymś trzeba było te dziury zalepić. Zwykle robię to silikonem, ale to złośliwe stworzenie stwardniało zupełnie, a mnie już nie chciało się iść do sklepu. Zwłaszcza, że daleko.

     W końcu chwyciłem wiertarkę. Lubię wiertarki! To prawdziwie męski sprzęt! Człowiek od razu wygląda z nią jak żołnierz z jednostki specjalnej. Włożyłem magazynek wtyczkę do gniazdka, założyłem kolimator wiertło i wycelowałem przyłożyłem do połyskującej powierzchni płytki, na której widniał wydrapany gwoździem znak. Nacisnąłem spust… 

     Odgłos strzałów wiercenia zagłuszył nieco wołanie Koleżanki Małżonki, więc nie od razu zorientowałem się, o co chodzi.

     - E? – zapytałem nie siląc się na pozory inteligencji.

     - Półka się oberwała! – powtórzyła głośniej Towarzyszka Życia.

     Wzruszyłem ramionami. O czym ona mówi? Jak mogła się oberwać, skoro jeszcze jej nie powiesiłem?

     - W piwnicy!

     Zrobiło mi się czarno przed oczami. Zrozumiałem! Starszy wolno, bezustannie gapiąc się w komórkę i obijając się o ściany, po niezmiernie długim czasie dotarł wreszcie do piwnicy, dokąd trafił wyłącznie dzięki grawitacji  i zauważył, że jedna z półek załamała się pod ciężarem wszelkiego dobra, jakie na niej ustawiono.

     - Która? – spytałem słabym głosem, prosząc los, aby była to szafa z zaprawami.

     - Z nalewkami – odparła Koleżanka Małżonka, wywołując u mnie prawdziwy blackout.

     No i co z tego, że rzuciłem te wiertarkę! Mocna jest, z poprzedniej epoki. Kiedyś, jak coś robili, to porządnie, a nie tak, żeby wytrzymała spojrzenia na wystawie i popsuła się zaraz po zakupie. Kafelki nieważne i tak zamierzamy przeprowadzić remont łazienki. Laczki też byłem gotów poświęcić, ale dziwnym trafem, nie spadły mi ani razu, gdy pędziłem jak wicher do piwnicy. Sąsiadka skarżyła się potem, że nie mogła otworzyć drzwi, bo pęd powietrza na schodach tak je zassał, że nie starczyło jej siły.

     Do piwnicy wpadłem jak bomba. Fala uderzeniowa rzuciła Starszym o ścianę. Moim oczom ukazał się apokaliptyczny widok. Zawieszony na ścianie regał oberwał się z jednej strony i złożył w romb. Butelki poprzetaczały się na jedną stronę, i leżały jedna na drugiej w ścisku i nieładzie.

     - Apokalipsa… - zdołałem wyszeptać.

     Odruchowo pociągnąłem nosem – nie wyczułem zapachu, który w przypadku rozbicia choćby kilku butelek musiałby być bardzo intensywny.

     - Może jeszcze żyją? – jęknąłem zrozpaczony. – Może chociaż niektóre uda mi się uratować! Dzieci wy moje kochane!

     Nadzieja wstąpiła mi do serca. Szczęście, że pod regałem stał oparty o ścianę blat stołu, używanego zwykle w czasie rodzinnych imprez i dolna półka oparła się na nim, nie dopuszczając do całkowitego rozsypania się regału.

     Drżącymi rękami próbowałem wyjąć najbliższą butelkę. Była zaklinowana przez półkę. Musiałbym najpierw unieść opadnięty brzeg regalu, czego nie mogłem zrobić, dopóki nie opróżnię go przynajmniej częściowo. Chwyciłem inną. Smorodinówka. Cała! Tylko śmiertelnie wystraszona. Przytuliłem ją i ukołysałem w ramionach.

     - Już dobrze! – zapewniłem. – Tatuś jest przy tobie.

     - A krupnik mnie uderzył – poskarżyła się, chlipiąc.

     - Ale córuś, on przecież nie chciał – wyciągnąłem pobladłą ze strachu butelkę krupniku. – Jego też boli!

     Ucałowałem krupniczek w bolące miejsce i z ulgą stwierdziłem, że jest cały.

     - Wiśnióweczko, pokaż, gdzie boli – odezwałem się łagodnie, wyciągając kolejną butelczynę – Zaraz wymasuję i przestanie. Koniaczku, no nie płacz już – dodałem, obcierając mu łzy i tuląc do piersi. – To tylko mały siniak. Pocałujemy i przestanie boleć, prawda? 

     Pigwówka, zapłakana, też wyciągnęła ku mnie rączki. Ululałem ją i uspokoiłem. Potem przyszła kolej na imbirówkę, która wtuliła się we mnie i po chwili przestała płakać. Odstawiłem ja więc i chwyciłem butelkę goldwassera.

     - Lulajże, lulaj – kołysałem nią przez chwilę, po czym złapałem butelkę jabłecznika i przez chwilę lulałem je obie.

     - A ja? – zajęczała inna butelka.

     Zerknąłem na etykietkę. „Szczyny 2012”. Jakieś nie udane wino. Ale to nieważne, tatuś wszystkie dzieci kocha jednakowo. Przytuliłem do piersi i ukołysałem, ale delikatnie, żeby nie zamącić.

     Trójniak nie płakał, ale z trudem nad sobą panował.

     - Jestem tu najstarszy – wyznał szeptem, gdy chwyciłem go w ramiona. – Musiałem się jakoś trzymać…

     - Jesteś bardzo dzielny – uściskałem go mocno. – Tatuś jest z ciebie dumny.

     Ukołysałem jeszcze aroniówkę, mirabelkówkę i kilka flaszek wina „Chateau Wawrzyniak”, od nazwiska gościa, który dał mi winogrono. Gdy wszystkie butelki zostały już ululane i poustawiane na betonowej posadzce, padłem na kolana i ze wzruszenia zalałem się. Łzami oczywiście! Wszystkie butelki ocalały. Ani jedna nie zginęła. Cud! A właściwie, nie tyle cud, co bohaterska postawa jednego z mebli.

     Z wdzięcznością spojrzałem na blat stołu, który przytrzymał rozpadający się regał. Pogładziłem czule jego sfatygowana powierzchnię.

     - Jestem twoim dłużnikiem – oświadczyłem. – Nigdy nie zdołam ci się odwdzięczyć…

     Blat uśmiechnął się tylko skromnie.

     - To nic takiego – odrzekł. – Moje taborety też kiedyś były małe…

     Jestem w trakcie projektowania specjalnego medalu dla niego, w podzięce za pełną poświęcenia służbę ojczyźnie. Należy mu się. Za mniejsze zasługi Macierewicz dawał…

     c.d.n.


30 komentarzy:

  1. Brawa dla stołuu! Powieś mu medal na każdym rogu! :)
    Żałuję, że nie widziałam jak fachowo uspokajasz wszystkie swoje buteleczki. Starszy nie nakręcił filmu z tego wydarzenia? Sprawdzę, może już krąży po sieci... ;p
    P.S.Głowę bym dała, że komentowałam poprzedni wpis i nie ma komentarza... Śniło mi się? :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tarszy tylko zrobił zdjęcie. Wrzucę w następnym poście.
      A komentarz nie pokazał się, bo wszystkie, które są dodawane tydzień po opublikowaniu posta, przechodzą przez moderację. To po to, żeby mi nikt nie wrzucał pod starymi wpisami komentarzy, za które mogą mi zablokować blog. Walpurgowi tak zrobiono, więc postanowiłem temu zapobiec. Jak na razie wyłapało to tylko trochę spamu.

      Usuń
  2. Ależ z Ciebie prawdziwy producent procentów!
    Wybór lepszy niż w naszym sklepie z działem alkoholowym!
    To jakiś "cieniutki" ten regał piwniczny- nasz jest "firmowy",wtedy jeszcze oddawali piwnice wyposażone w jeden regał.Dechy są grubości 5 cm a wszystko przymocowane ślicznościowo do ściany.Nawet nie ma jak go rozebrać.
    A ponieważ przy mojej umiejętności gromadzenia wszelakiego dobra jeden regał długości niemal 2m to pikuś, to mam jeszcze w piwnicy stary kredens i metalową szafkę. Bo to całkiem spora piwnica jest.
    No nie wiem- mam w kabinie prysznicowej chromowany koszyczek, ale wisi w takim miejscu, by nie był regularnie polewany wodą a po ablucjach każde z nas ma przykazane by wodę pościągać wpierw taką gumową ściągaczką a potem wszystko wytrzeć do sucha ścierką i mnie koszyczki nie rdzewieją.Poza tym kupiłam haczyki przyklejane na klej wodoodporny i świetnie się trzymają.A mydelniczka jest firmowo skomponowana z rurką, która ma uchwyt do prysznica i jest plastikowa, ale i na nią raczej nigdy nic nie kapie.
    A z czego były te "Szczyny -2012"? Z nieudanego wina może być całkiem dobry ocet winny, wielce przydatny w kuchni.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, najpierw gumową ściągaczką, potem ściereczką do sucha... O czym Ty mówisz? Ty zapewne nie masz w mieszkaniu dwóch dorastających facetów! Jestem szczęśliwy, że spłukują po sobie w toalecie. Do niczego więcej zmusić ich się nie da. Jak można czegoś takiego wymagać od kogoś, kto nie widzi potrzeby podniesienia z podłogi ciuchów, leżących w grubych pokładach kurzu?
      Szczyny były z winogron - zupełnie nie udane wino - i dlatego własnie jeszcze się uchowało. Używamy go czasem do podlewania mięsa, ale nawet do tego za bardzo się nie nadaje. No, ale przecież nie wyleję...

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nit!
    Cytuję Twoje słowa:"moim przeznaczeniem jest nieustanne dążenie do doskonałości".
    Gdzież ona jest, skoro nawet tak męskich czynności nie "potrafisz" wykonać?!
    Ważniejsze napitki, niż rodzina, dzieci? a gdyby tak półka ta w piwnicy spadła na syna?
    Trochę mnie ostatnio zaskakujesz, nie poznaję dawnego Nitagera- szkoda!
    Chyba musimy od siebie "odpocząć", tzn od swoich blogów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam POCZUCIE HUMORU Nitagera (jego znak szczególny) ;-)

      Usuń
    2. Przyznam, że jestem zaskoczony tym komentarzem. Zapewniam Cię, że gdyby synowi choć palec drasnęło, ten wpis nigdy by nie powstał, bo byłbym zajęty czymś zupełnie innym. Wydawało mi się, że znamy się wystarczająco długo, aby to rozumieć.

      Usuń
  5. Ojej, tyle się działo w tym wpisie, że nie wiem, od czego zacząć. Współczuję emocji, bo mnóstwo pracy w te swoje "dzieci" włożyłeś. Życzę im ładnego nowego albo przynajmniej pewniej przymocowanego regału.
    I potwierdzam - pod prysznicem prawie każda półka z metalu rdzewieje, a osuszanie prysznica po każdej kąpieli, jak pisze Anabell, u nas by się też nie sprawdziło.
    Jak mniemam, że Starszemu nic się nie stało, bo przyszedł był już na stan zastany, czyli regał opadnięty.
    Ale tak sobie myślę, że Koleżanka Małżonka, która zbierała po Twojej akcji rozrzuconą wiertarkę i kafelki miała jednak chyba najgorszą rolę, bo niby nic nieznaczącą, drugoplanową, ale że tak powiem najbardziej niewdzięczną, mało dramatyczną, za to upierdliwą.
    Pozdrowienia dla dzieciaczków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starszy istotnie zastał półkę w stanie rozkładu, ale myślę, że nawet gdyby spadła mu ona na głowę, niczego by nie zauważył. On wiecznie z nosem w komórce i o bożym świecie nie wie.
      Wiertarka miała szczęście, że upadła na szmatę i nic jej się nie stało.

      Usuń
  6. No a co z wiertarką i kafelkami w łazience? (po brutalnym porzuceniu karabinu maszynowego) ;-)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęśliwie upadła na szmatę - a ściślej na rzucony w kąt dywanik z brodzika. Nie było tak źle.

      Usuń
  7. Wspaniale ze "dzieci" nie poniosly zadnego szwanku przy tej katastrofie. Jak sie zastanowic to prawdziwy cud a szkody bylyby nieocenione, typu ani odkupic ani naprawic.
    Tak, te prysznicowe koszyczki nalezy od czasu do czasu wymieniac - to najprostsza metoda, bez dopasowywania, wiercenia.
    Bylo blisko ale skonczylo sie dobrze I przy okazji dalo nam wspanialy tekst do przeczytania.
    Mnie byloby najbardziej zal dziecka imieniem Krupnik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krupniczek to zacny napitek - zwłaszcza zimą. Przyznaję, że to mój ulubiony wyrób.

      Usuń
    2. Ja niestety jestem poza. Ty dbaj by to nie dotknęło i Ciebie. Umiarkowanie zalecamWodzu.

      Usuń
  8. Znow ja! - I moze troche nie na temat tym razem.
    Unikam dawania ludziom rad gdy specyficznie o nia nie prosza. Sama tego nie lubie bo chociaz nieraz opisuje przygode czy "tragedie" jaka mi sie zdarzyla, nie znaczy ze chce porady - to tylko opis a bedac dorosla umiem sytuacji zaradzic - gdy potrzebuje to wyraznie o tym mowie. Mysle ze wiele ludzi tak ma, mozliwe ze Ty tez. Poza tym kazdy ma inne warunki zyciowe czy mieszkaniowe I wiele rad nie nadaje sie do powielania.
    Postanowilam zlamac ta swa zasade I podpowiedziec cos co, skoro masz zamiar lazienke remontowac, mogloby sie okazac dobrym rozwiazaniem dla Twojej. Juz wczesniej napisalam ze chromowane koszyczki u mnie sie najlepiej sprawdzaja ale zapomnialam dodac ze w mojej goscinnej lazience mam taki ktory sie wiesza na uchwycie prysznica - czyli nie ma umocowywania, dziurawienia scian a wymiana na nowy zajmuje 3 sekundy. Pochwale sie ze ma ponad 5 lat I jeszcze nie oblazi. Pewnie fakt ze u mnie klimatyzacja dziala przez wiekszosc Roku I osusza, jest pomocny.
    Natomiast druga lazienka, glowna I wieksza, ktora ma wanne I dwuosobowy prysznic , ma inne rozwiazanie - nisze w scianie. Bardzo dobry sposob na trzymanie kosmetykow I mydel, przy tym przejrzysty, latwo znalezc co potrzebne, jako ze jest wglebieniem w scianie nic nie wystaje, nie przeszkadza a przy tym ladnie wyglada, wprost dekoracyjnie.
    Przyszlo mi do glowy ze moze spodoba Ci sie ten pomysl a sciany w Twym mieszkaniu pozwola na zrobienie takiej niszy albo dwoch.
    Plynnego I udanego remontu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko zależy, jaki masz uchwyt prysznica. Ja na uchwycie tez mam niewielką mydelniczkę, ale za wiele tam się nie zmieści. Co do wnęk - wiesz, ja mieszkam w bloku z wielkiej płyty. Tam nie da się wykuć wnęk. A nadbudowanie od dołu grozi poważnym zmniejszeniem powierzchni i tak już mikroskopijnej łazienki.
      Ale dzięki za rady. Może kiedyś dorobię się większego lokum, to wezmę to pod uwagę.

      Usuń
    2. Miło Cię widzieć, Alw :)

      Usuń
  9. Usunęłam poprzedni wpis , bo było zbyt wiele błędów a doskonały przecież Nitager by tego nie zniósł. Na usprawiedliwienie tylko napiszę ,że ten poprzedni wpis był pisany na tablecie a kto pisze na tym to wie..
    Co do meritum - jak widać naprawianie różnych spraw na piętrze kończy się "piwniczną" katastrofą. Mój boże - tyle dobra omc by się zmarnowało..Hmm, a syn cały? a wiertarka? a żony zdrowie???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Syn cały, bo gdy oderwał nos od komórki i ze zdziwieniem stwierdził, że jest już w piwnicy, zastał regał już zawalony. Wiertarka upadła na zrolowaną szmatę, więc nic jej nie było. A żona trochę kaszle już od tygodnia, ale do lekarza za nic nie pójdzie. Niektóre kobiety ponoć tak mają.

      Usuń
  10. nie potrafię sklecić żadnego zabawnego komentarza, bo to naprawdę byłoby przykre, gdyby się tyle dobra zmarnowało... chociaż wyobrażam sobie ile szczurów, myszy i pająków zbiegło by się z okolicznych piwnic na melanż, nie wspomnę już o dozorcy domu... taka lizawka nie za często się zdarza, żadna nanotechnologia, tylko zwykły cud...
    p.jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. p.s. zaś co do tematu różnych pierdołek w kabinie prysznica, to przypomina mi się, jak kiedyś u nas chwilowo mieszkał znajomy z małą córką, to zabawek kąpielowych przeróżnych było tyle, że można było je szuflować, samych kaczuszek gumowych było całe stado, istny kurnik /kacznik?/, żadne półki by nie pomogły, najwyżej regał podobnej wielkości, co kabina...

      Usuń
    2. W moim mieście jest sporo kotów, za to mało szczurów. Jeszcze nigdy nie widziałem szczura w piwnicy. Ale potrafię sobie wyobrazić, jak pijane szczury wyłażą na ulicę, idą zygzakiem i nie patrzą w ogóle, dokąd idą - prosto pod samochód. Miałbym niezłe zasługi na polu deratyzacji - tylko dlaczego za taką cenę?

      Usuń
    3. jest mało szczurów, bo jest sporo kotów - to jest logiczne...
      ale...
      koty nie lubią alkoholu, odrzuca je też zapach... koty mają swoje narkotyki, np. waleriana, kocimiętka... czyli jak się wyniosą, to pojawią się szczury, a szczury z kolei kielichem nie pogardzą...

      Usuń
    4. Trochę przykro, że człowiekowi bliżej do obrzydliwego szczura, niż do kota, który ma niewątpliwą klasę. No, ale faktom się nie zaprzecza.

      Usuń
  11. Wybrałabym się do takiej piwnicy, zwłaszcza teraz, kiedy jedyne o czym marzę, to żeby w weekend chlipnąć coś fajnego, dla relaksu, kurażu i czego tam jeszcze.

    Przyssawka naszego czegoś metalowego, w czym siedzą kosmetyki, nie wytrzymuje nawet pięciu minut, żeby nie odpaść wraz z całą resztą i nie pierdzielnąć na dno wanny. Nie wiem, emerytury już chce?

    Masz w domu bezpośrednie źródło wiedzy o tym co oni (młodzi) widzą w tych komórkach, że nie mogą się od nich oderwać na dłużej niż kilka minut. Robię intensywne badania w środkach komunikacji miejskiej, ale nie wypaczałam nic poza fejsem, instagramem i jutubem. Ale może niedowidzę? :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby zjeść chleb, trzeba najpierw zemleć mąkę, a jeszcze przedtem zebrać zboże, a jeszcze przedtem je zasiać, a jeszcze przedtem zaorać itd. Chcesz mieć dobre napitki w przyszłym roku, musisz zrobić je teraz.
      Owoce w zasadzie się kończą - zostaje jeszcze pigwa, albo dzika róża (tę zbieramy dopiero po pierwszych przymrozkach, podobnie jak jarzębinę). Ale zawsze pozostają nalewki ziołowe. Albo np. imbirówka - pycha! No i krupnik - ten można zrobić zawsze i można go pić bardzo szybko - już po upływie ok. 3 tygodni (oczywiście, im starszy, tym lepszy).

      A w komórce głównie śmieszne filmiki, i gry, gry, gry, gry, gry...

      Usuń
  12. Skoro dokonałeś personifikacji alkoholi, a nawet adopcji, to czym będzie ich spożycie?

    OdpowiedzUsuń